Później komputer odmawiający współpracy, a na koniec aparat, który szwankuje.
Aaaaa ! A do tego taki mały, kochany psotnik, który ciągle domagał się mojej uwagi, a z chwili na chwilę sterta naczyń do pozmywania rosła, godzina na zegarku przypominała:
"MĄŻ ZARAZ WRACA, GDZIE MASZ BABO OBIAD?!".
Na szczęście sytuacja opanowana, mąż głodny nie chodził - obiad na czas, naczynia się umyły (niestety nie same ;-) ), dziecko zadowolone, bo mama wymyśliła fajną zabawę.
Micha z wodą na środku kuchni i matka miała czas na wszystko, nawet na herbatę o! :)
Prosty, a jaki smaczny, paluchy lizać!