Na tapczanie siedzi Matka.
Nic nie robi owa Babka.
"O wypraszam to sobie!
A kto siedzi na CZYSTYM tapczanie?
A kto zrobił dziecku pierwsze śniadanie?
A kto dzisiaj zabawki od nowa układał?
A kto rano Maksia po plecach drapał?
A kto dziś zgubił swoje wełniane skarpeciosze?
O - o proszę !
Na tapczanie siedzi Matka.
Nic nie robi owa Babka.
Przepraszam! Dziś kawy znowu nie piłam!
Za to naczynia z rana umyłam!
A nie przyszyłam do spodni guzika?
A nie roz..waliłam budzika?
To nie jest żaden pic!
Dla Ciebie to wszystko nazywa się nic?!
Na tapczanie siedzi Matka.
Nic nie robi owa Babka.
(...)
"Siedzi w domu z dzieckiem i nic nie robi...". Nie, bo.. siedzi w domu, na swoim tapczanie i pachnie, a wszystko dookoła się samosię! Wstyd się przyznać, ale... swojego czasu myślałam podobnie (kiedy sama nie miałam dziecka). Odwiedzając koleżankę ( mamę trójki dzieciaków) patrzałam z przerażeniem na kawałek starej parówki leżącej na kanapie, tuż obok kumpeli spokojnie spijającej kawę. Jak to? Jak ona może tego nie widzieć?! Teraz wiem, że można! Takie widoki to codzienność ;-)
Dziecko i bałagan to nierozerwalna para. Przekonuje się o tym każdego dnia, np. dzisiaj rano układałam - po raz setny, nie.. raczej po raz tysięczny - swoje ubrania wywalone z szafy przez Maksa i słyszę z kuchni: "Mama mniam!"
... Oho...
Wchodzę do kuchni i o mało na zawał nie zeszłam. Zima wróciła?! Śnieg?! Wszystko białe... dobra nie wszystko, ale podłoga zmieniła kolor z sosnowego na biały...Żałuję, że nie zrobiłam zdjęcia! Prawie cała torebka mąki przyozdobiła moją podłogę!
Bogu dzięki, że wczoraj prałam dywan i wisi sobie spokojnie na podwórku. Widząc ile mnie czeka sprzątania, aż mi ręce opadły... A Makś jak to Makś uśmiech od ucha do ucha, dumny, że wyczarował mamie new kitchen!
I jedziesz matka z odkurzaczem i mopem, a później znowu ciuchy poukładasz, od nowa... bo w czasie, kiedy Ty odkurzasz to ubrania po raz tysięczny pierwszy wylądują na ziemi... Yhy, nie ma nudy, nie ma... :)
Kiedy już ogarnę swoje salony po takim małym tornadzie, to już brakuje mi czasu na codzienne obowiązki, takie jak: starcie kurzy, poskładanie prania, bo są przecież ważniejsze rzeczy do zrobienia - trzeba ułożyć wieże z klocków, a to już zbliża się pora obiadu, a tu ktoś upomina się o drzemkę albo zwyczajnie... już mi się nie chce! Wtedy nawet flips wciśnięty do autka, robiący za kierowcę, nie robi na mnie większego wrażenia.
Często prace domowe zostawiam sobie, na czas kiedy Maks drzemie. Kiedy ten łobuziak tryska energią, wolę się z nim pobawić, nasycić się tym czasem, który mogę z nim spędzać! Na początku próbowałam być idealną matką i panią domu, próbowałam - nie wyszło. Miałam wyrzuty sumienia, że mam mało czasu dla Maksia, chodził za mną i wyrażał na każdy możliwy sposób swoje niezadowolenie. Czas tak szybko ucieka...przecież on zaraz pójdzie do przedszkola, szkoły, na studia, założy swoją rodzinę, a ja dalej będę miała masę czasu, żeby nagniatać z tym odkurzaczem po mieszkaniu...
"Wyluzuj" - pomyślałam i podchodzę do tych wszystkich domowych obowiązków z dystansem! Owszem trzeba odkurzyć, pozmywać naczynia, itp. ale póki po pokoju nie walają się "kotki" kurzu, a naczynia nie wypadają ze zlewu i mam w czym wypić herbatę, to nie jest źle ;-) Hihi...!
Na tapczanie siedzi Matka.
Ha ha ha ja też nic nie robię :) leżę i pachę :D ostatnie zdjęcie czadowe :)
OdpowiedzUsuń;-*
UsuńTo teza naszych mezow.
OdpowiedzUsuńŚwietny tekst! :-D
OdpowiedzUsuńMam tak samo tylko z tą różnicą że ja mam dwoje maluszków a to starsze już nie śpi w dzień :-)
Pozdrawiam
www.rodzinka2plus2.blogspot.com
Z dwójką ogarnąć wszystko to już wyzwanie ;) Również pozdrawiam! :*
UsuńHaha. Mój mąż na szczęście widzi co się dzieje z dwójką dzieciaków i mi pomaga. Jak chcę posprzątać to na chwilę się nimi zajmie bądź zaprowadzi je do mamusi :)
OdpowiedzUsuńŁo ja! Taki mąż to super mąż! :)
UsuńŚwietny tekst rozbawił mnie przy kawie :) podoba mi się Twój blog będę częściej tu zaglądać . Zapraszam też do siebie http://www.avangarda-magazine.blogspot.com
OdpowiedzUsuń