Do terminu wyznaczonego przez lekarza został tydzień i dwa dni. Miałam już dość wielkiego brzucha, tego, że wyglądałam i czułam się jak wieloryb. Upały dawały się we znaki. Chciałam już urodzić. Chciałam poznać osobiście tego małego lokatora, który co dzień trenował dancehall i inne cuda w moim brzuchu.
Chyba jak większość matek nie mogących się doczekać, kiedy TO nastąpi, wygooglowałam "co zrobić żeby zacząć rodzić?". Wynalazłam, np:
- Mycie okien - odpadało, tydzień wcześniej Mua Mąż wypucował je do połysku.
- Chodzenie po schodach - codziennie po nich chodziłam trylion razy, mieszkając na piętrze jest to nieuniknione.
- Sprzątanie. Mieszkanie było posprzątane na błysk, będąc w ciąży jak nigdy wcześniej chciało mi się sprzątać, szkoda, że nie dało się posprzątać tak na pół roku w przód ;)
- Wygooglowałam również bardziej hardcorowe sposoby. np. bieganie !!! Popukałam się w czoło! Biegający wieloryb, tego świat nie widział!
Ostatecznie stwierdziłam, że na wszystko przyjdzie czas. Nie musiałam długo czekać.
Oboje z Kowalskim lubimy długie spacery. Przez całą ciąże, kiedy tylko pozwalała nam pogoda wychodziliśmy wieczorem się przejść.
Był ciepły sierpniowy wieczór, przespacerowaliśmy się do sklepu - mamy do niego około 1,5 km w jedną stronę - więc musiałam się kawałek poturlać. Kiedy wróciliśmy, pojechaliśmy odwiedzić rodzinkę Męża. Podpytywałam szwagierki - doświadczonej matki - jak to jest z tymi skurczami, porodem, itp.
Późnym wieczorem wróciliśmy do domu. Mąż po kolacji poszedł od razu spać. A ja.. ja nie mogłam zasnąć. Często ganiałam siku, jakoś dziwnie często. W końcu stwierdziłam, że chyba COŚ się dzieje, delikatne skurcze, ale czy to na pewno TE skurcze, a może to przepowiadające? Wtem zaczęły odchodzić wody, bardzo powolutku... A gdzie to chlustanie wodami płodowymi, o których mamy pisały na forach internetowych?! Zaczęłam panikować, czy to już?! Nie chciałam budzić męża, bo może to fałszywy alarm, a on bidula rano do pracy i jeszcze by się nie wyspał... Wzięłam kąpiel, bo może skurcze ustąpią. Nie ustąpiły... poszłam obudzić Kowalskiego, on chyba nie ogarnął, co się dzieje, że to już! Siedział naburmuszony na fotelu, że budzą go w środku nocy, po chwili skurczy już nie było. Psia kość! ... Powiedziałam Danielowi, żeby poszedł spać, bo to chyba jeszcze nie teraz. Nie pospał za długo...
Było po 2 w nocy, skurcze co kilka minut, wody się sączą, zapadła decyzja: Jedziemy do szpitala! Ostatnie pakowanie torby i jazda!
Na oddziale standard - papierologia, ktg, badanie. Lekarz stwierdził, że brak rozwarcia, ale wody odchodzą, więc zostaje na oddziale. Danielski pojechał do domu, byliśmy umówieni, że jak będzie już, już, to zadzwonię.
Nie mogłam spać, byłam taka podekscytowana. Jeszcze trochę i Maks będzie z nami! Trochę - w tym przypadku to pojęcie względne. Nastał słoneczny poranek, kolejne badania, ktg, smsy od znajomych: "Już?!", "Urodziłaś?". A tu dupa!
Szukałam pozycji, w której skurcze będą mniej bolesne. Bolało w każdej możliwej pozycji... Nie próbowałam chyba tylko stawać na rękach ;-).
Obchód: lekarz pyta: "Boli ?". Nieee.. łaskocze kuźwa! "No boli!" - odpowiedziałam. A pan doktor na to: "Jak będzie zajebiście boleć, to wtedy będziesz rodzić". Ehee... O.o !
Caaały dzień chodziłam, siedziałam, kucałam. Zastanawiałam się, kiedy w końcu urodzę. Próbowałam się przespać, nie szło. Pozycja leżąca absolutnie mi nie służyła.
Po 19 przyjechał Mua Małż. Położna zrobiła badanie, 5 cm rozwarcia! " Ee?! Dopiero?! Ja nie mam już siły!". Skurcze co 2 minuty, chodziliśmy z Danielem po korytarzu, żeby przyspieszyć trochę to wszystko. Miałam już dość, myślałam że to się nie skończy! W końcu przenieśli nas na porodówkę, poczułam się lepiej, bo to znak, że coś TAM się ruszyło. A tam (na porodówce) dopiero zaczęła się jazda!
Byłam już tak zmęczona, że zasypiałam skacząc na piłce, miałam jakieś dziwne sny, budziły mnie przychodzące skurcze. Od tamtej pory poród pamiętam już jak przez mgłę.... Próbowałam gazu rozweselającego, a idź pan z tym w cholerę! Nic nie pomogło, a przez to musiałam leżeć. Odczekałam kilka skurczy i poturlałam się z powrotem na piłkę. Pamiętam, że było mi cholernie zimno. Cieszę się, że trafiłam na super sympatyczną położną, która pomogła mi jakoś przez to przebrnąć. Najdziwniejsze jest to, że prawie nie pamiętam jak wyglądała! Wiem, że była wysoką, starszą blondynką, ale twarzy absolutnie nie pamiętam.
Około 2 w nocy zaczęły się skurcze parte. Phi! To już był dla mnie pikuś! Wtedy odechciało mi się spać, wiedziałam, że to już ostatnia prosta! Mobilizacja, kilka skurczy i JEST!
2:35, 22.08.2013 urodził się nasz Maks !!!
10/10 punktów! Pierwsze na co zwróciłam uwagę to na to, że miał dużo włosków!
Byłam wtedy taka dumna, dałam radę, cholera DAAŁAM RADĘ!!!
Około 4 nad ranem trafiliśmy na salę, dostałam Maksia i wtedy się zaczęła moja najważniejsza rola w życiu - bycie MAMĄ :)!
25 godzin skurczy, bólu, ale warto!
Tuż po porodzie i przez kilka kolejnych miesięcy zarzekałam się " nigdy więcej porodu, dzieci!". Widząc ciężarną na ulicy, szczerze jej współczułam. Ale...
... Po półtora roku byłabym gotowa znowu przez to przejść. Raz dałam radę, drugi raz też bym dała! :) Wolałabym tylko być bardziej wyspana :)
A Wy kobietki jak wspominacie swój pierwszy poród? Kolejne były równie ciężkie?
Pozdrawiam, Malwina :)
Ja swojego pierwszego porodu wolę nie pamiętać ;/ dziwne, że jakaś deprecha mnie po mim nie wzięła. Z drugim było trochę lepiej. Dłużej to trwało ale życie matki i dziecka nie było zagrożone więc było ok :) Jak tak sobie teraz przypomnę co się działo na porodówce podczas pierwszego porodu to nie wiem jak to się stało, że byłam w drugiej ciąży i że zdecydowałam się rodzić naturalnie.
OdpowiedzUsuńNo to nieźle się namęczyłaś... A myślałam, że moje 12 godzin to już koszmar... Gnomek urodził się dokładnie miesiąc przed Maksiem 21 lipca:) U mnie ostatecznie skończyło się cesarką i zaraz po niej mówiłam, że w sumie to tak mocno nie bolało i na pewno będę jeszcze w ciąży:) Gorzej było w połogu (zakażenie) i wtedy zdecydowałam, że nigdy więcej... Ha, ha a teraz już 36 tydzień:D Buziaki
OdpowiedzUsuńO mój Staś też z 22 sierpnia 2013 :) Tośmy rodziły razem tylko dla mnie los był łaskawszy i poród trwał krócej. Ale też SN i bez znieczulenia. Generalnie wspominam dobrze choć bolało jak jasna cholera. Byłoby idealnie gdyby było znieczulenie. O bólu z czasem się zapomina.
OdpowiedzUsuń2017 ford fusion hybrid titanium - Tioga-Arts
OdpowiedzUsuń› 2021/04/17 › new-fusion-et › titanium linear compensator 2021/04/17 titanium cost › new-fusion-et Feb 17, 2021 — Feb 17, 2021 A new fusion fusion will create a powerful fusion fusion device. The device uses titanium ore from sia titanium the ground-based gold mining tungsten titanium areas. The device does titanium have nickel in it will consist